Pociągnęłam sto srok za ogon. Na szczęście część tych srok postanowiła
się uwolnić i skończyła swój żywot w odpowiednim czasie, czyli została
zrealizowana. Reszta czeka. Zapewne na moje załamanie nerwowe, które jest już
całkiem blisko, bo czas przecieka mi przez palce i zdecydowanie go za mało na
realizację wszystkich zadań, które przypadły mi w udziale. Ciągle sobie
powtarzam, że za dużo na siebie wzięłam, ale chyba jednak uciągnę. Jeszcze się
taki nie urodził, co by mi zaszkodził.
Dodatkowo zostałam wychowawczynią, czyli z radością powitałam kolejne
zwały papierkowej roboty. Wiele lasów zginie, aby edukacja mogła trwać,
doprawdy. Ostatnio moja klasa zapytała mnie, czy cieszę się, że zostałam ich wychowawczynią.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo cieszę się, że mam konkretny kontakt z
dzieciakami nie tylko na swoich lekcjach, że być może mam na nich jakiś
bardziej realny wpływ niż „pani od angielskiego”, ale z drugiej strony ilość
papierkowej roboty zwala z nóg i nie pozostawia już czasu na tą część, w której
można się naprawdę wykazać. Każdy kij ma dwa końce.
No i z „radością” zawiadamiam, że według moich dzisiejszych
skrupulatnych obliczeń ponad jedna czwarta moich uczniów zagrożona jest ocenami
niedostatecznymi. Niewiele się zmieni w tej materii, bo zamierzam być „chwilowo
niedostępna”, tak żeby nie mogły na mnie podziałać złe siły zwane też miękkim
sercem. Nie poprawiam na siłę, nie przepuszczam, może obudzą się w drugim
semestrze.
I tak to w skrócie wygląda...
Jak znam życie to dopiero przed wakacjami zaczną się budzić.
OdpowiedzUsuńPod poprzednim postem podpisuję się obiema rękami.
Pozdrawiam.
Jedna czwarta? Uszy do góry To pikuś. U nas standardowo około 1/2 w każdej klasie.
OdpowiedzUsuńE.