Kiedyś myślałam, że ferie są dla uczniów. Bo zmęczeni nauką i życiem
potrzebowaliśmy nieco spokoju. Dziś już wiem, jak bardzo się myliłam. Jestem
gotowa postawić tezę, a nawet ją udowodnić, że ferie i wakacje zostały
stworzone dla nauczycieli.
Rozumiem, że uczniowie się męczą. Mają dużo nauki, właściwie z roku na
rok coraz więcej. Wszystko się zmienia, świat jest bardziej dynamiczny i
trudniej się do niego dostosować. Jednak to właściwie nic w porównaniu z tym, z
czym zmagają się dorośli. I faktem jest, że zazwyczaj przysługuje im nieco
mniej wolnego, niż nauczycielom, ale mają też zupełnie inny typ pracy. Gdyby
ktoś kazał im cały czas stać, mówić, zmagać się z dzieciakami, bardzo prędko
zamieniliby rok szkolny z wakacjami (uczymy się dwa miesiące, dziesięć wolnych
– od lat niezrealizowane marzenie każdego ucznia).
Po pracy wcale nie jest lepiej. Ciągłe doszkalanie się zabiera drugą
połowę dnia. I tak w efekcie częściej nie ma mnie w domu (bądź fizycznie, bądź
umysłowo) niż w nim jestem, a w życiu rodzinnym niemal nie uczestniczę. Gdyby
nie to, że dziecko posiłki je w przedszkolu, zapewne już w tym wieku żywiłoby
się zupkami chińskimi albo zeszłoby z głodu. Kiedy w końcu uda mi się wrócić do
życia, czeka na mnie pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie, zmywanie,
bawienie się z dzieckiem… czyli normalne życie. Wieczorem (około 8, razem z
moim synem) padam na twarz. A tu jeszcze czekają na mnie papierki.
Gdybym miała tak funkcjonować przez większość roku, mając przerwę
jedynie dwóch czy trzech tygodni w roku, pewnie bym oszalała. Żółte papiery i
heja, żyjemy na koszt państwa. A tak przynajmniej po semestralnym szaleństwie
możemy odpocząć i to jedyny powód, dla którego żółte papiery nam się nie
należą.
A na deser ciekawostka. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale dowiedziałam się ostatnio, dlaczego lekcja trwa 45 minut. Otóż podobno dawno temu zatrudniano wielu nauczycieli emerytów. Ci z kolei mogli wytrzymać bez przerwy na siusiu właśnie nie więcej niż 45 minut :) I dlatego tyle trwa lekcja.
A na deser ciekawostka. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale dowiedziałam się ostatnio, dlaczego lekcja trwa 45 minut. Otóż podobno dawno temu zatrudniano wielu nauczycieli emerytów. Ci z kolei mogli wytrzymać bez przerwy na siusiu właśnie nie więcej niż 45 minut :) I dlatego tyle trwa lekcja.
Fajnie, że zaczęłaś częściej pisać, fajnie, że formuła bloga nieco się zmieniła - jestem, czytam, nie komentuję, ale proszę o więcej! ;-)
OdpowiedzUsuńEla
Dziękuję bardzo za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńA komentować zawsze warto, bo to jednak znak dla piszącego, że ktoś jeszcze czyta :)
Ja względem tej ciekawostki. Hehe, jeśli wydłużenie wieku emerytalnego się powiedzie, to lekcje powinny zostać skrócone do pół godziny albo powinni dawać nauczycielom deputat pampersowy. :S
OdpowiedzUsuń(ipi)
Jestem za pampersami, bo kolejka do toalety będzie dłuuuuuuga.
Usuń