środa, 25 stycznia 2012

Dymek.


W mojej szkole, jak zapewne w wielu innych (nie mam złudzeń) istnieje problem palenia papierosów. Kilka lat temu, kiedy gimnazjum zamieniało się w zespół szkół (w połączeniu z liceum profilowanym), wszystko zwalano właśnie na starsze dzieciaki. Prawdy w tym było tyle, ile w mojej głowie fizyki kwantowej. Dzieciaki z gimnazjum paliły na długo zanim te z liceum przyszły je „deprawować”. No i oczywiście pozostaje problem zwalczania palenia. Nie można zostawić wszystkiego własnemu biegowi, bo wtedy dajemy znak, że można nam chodzić po głowie. Jednak sytuacje, które zaraz tu opiszę pokazują tylko tyle, że można nam chodzić nie tylko po głowie i nie ponosić żadnych konsekwencji.
Zróbmy taką małą symulację. Powiedzmy, że jest uczennica (co się będę tylko nad facetami pastwić). Dajmy jej na imię Jenny. No i ta Jenny zostaje przyłapana na paleniu. Proszona zostaje o zgaszenie papierosa, ale jedyną reakcją jest puszczenie dymka nauczycielowi prosto w twarz. Tak więc Jenny dostaje uwagę, której efektem są ujemne punkty z zachowania. Dużo punktów. Czy Jenny przeprasza, obiecuje poprawę i poprawia ujemne punkty? Ależ skąd. Jenny albo lepiej się kryje, albo już drugiego dnia zostaje ponownie złapana, bo jej nie zależy.
Można oczywiście zadzwonić do rodziców. Najczęściej reakcja jest zupełnie przewidywalna – oni wiedzą, że córka pali, ale nic nie mogą na to poradzić. Groźba nagannego zachowania na smarkulę nie działa, to co oni mogą zrobić? Wychodzi więc od nas groźba, że skończy się mandatem, ale to ich nie przekonuje, bo nie słyszeli jeszcze, żeby jakiś rodzic płacił.
No właśnie, pozostaje kwestia prawna. Przecież nie wolno palić w budynkach użyteczności publicznej. To podchodzi pod jakiś paragraf, a przynajmniej mandat. Otóż wielokrotne telefony do straży miejskiej i policji z prośbą o wysłanie patroli nic nie dały. Oni nie mają ludzi, za to mają dużo pracy, więc nie mogą wysyłać patroli do jakiejś tam gównażerii (to nie cytat, a jedynie moja własna interpretacja ich słów). I tak koło się zamyka.
Jest jeszcze kolejna sprawa. Palenie w ubikacjach można by zwalczyć (przynajmniej częściowo, nie łudzę się, że całkiem). Można by zatem pomyśleć, że sprawa załatwiona i pozamiatane. Jednak przecież dzieci potrzebują powietrza, światła dziennego. Trzeba więc szkołę otworzyć i wypuścić tą łaknącą świeżego powietrza czeredę na dwór. ZAWSZE, jeśli tylko nie pada i temperatura nie spada poniżej zera. Taka jest decyzja pani dyrektor.
Ta sama pani dyrektor każe nam dyżurować i walczyć z paleniem wszelkimi dostępnymi środkami. Kwestia tego, że robimy z siebie pajaców, którym można nasrać na głowę i jeszcze przyklepać (bo przecież tymi punktami oni się nie przejmują, a poza tym nic nie możemy im zrobić) jakoś do niej nie przemawia. Za każdym razem słyszę słowa „to lepiej jest nic nie robić?”. I czasem mam ochotę zawyć „owszem, lepiej jest nic nie robić, niż udawać i robić z siebie pośmiewisko”. Ale mi nie wolno, więc grzecznie idę na dyżur i łapię palaczy, którzy dmuchają mi dymem w twarz.

12 komentarzy:

  1. taka młodzież teraz uparcie urządza sobie imprezy pod moimi drzwiami. nie ma na takich metody :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tym bardziej w szkole, gdzie jesteśmy otoczeni przez różne zasady. Powiedzmy, że gdybyś miała w domu jakiegoś osiłka to mógłby im spuścić łomot, a my w szkole niekoniecznie.

      Usuń
  2. Moim zdaniem w szkole nie ma profilaktyki - gdyby była porządna,a nie jakieś pogadanki o raku płuc,to z pewnością byłoby tego palenia mniej. Ja sama zaczęłam palić będąc w gimnazjum - pierwszego papierosa wypaliłam w dniu,w którym wygrałam konkurs na najlepszy obrazek promujący świat bez papierosa...
    Teraz mija od tego papierosa 10 lat i nie palę prawie miesiąc.Też miałam swój epizod pracując szkole i widziałam ten problem. Ale on się nie pojawia nagle. Tu jest potrzebna profilaktyka + praca z rodzicem + praca z dzieckiem.
    Nie zmusicie nigdy nikogo do rzucenia - to trzeba chcieć,a nawet 15 lata może być już nałogowym palaczem. Groźba,to najgorsza rzecz. A nagana,czy pogadanka z rodzicami - nie działa. Ja byłam wzorową uczennicą z 5tkami na świadectwie. A zaczęłam palić,bo nikt mi nie dał do zrozumienia jakie to badziewie,a dla 15latki myśl o raku płuc i umieraniu,to jak rozmowa o sesji.
    Wszyscy już zapomnieli jak to chcieli być dorośli będąc jeszcze dziećmi. Tu jest problem. Oni papierosem zastępują sobie wymarzony dowód osobisty. I może was to śmieszyć,ale w większości przypadków, jest właśnie tak ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony dobrze piszesz, bo powinna być profilaktyka. I jest. Sama pokazywałam dzieciom zdjęcia, które mnie przerażały, a dla nich były okropne, ale bardzo mało konkretne - "bo przecież u mnie w domu prawie wszyscy palą, a nikt nie ma żadnego raka". I ja oczywiście wiem, że oni sobie rekompensują brak dowodu papierosami, chamskimi odzywkami, ale nie mam pojęcia, jak im skutecznie uświadomić, że zamiast wyglądać dorośle, tylko się ośmieszają.
      Jaka w takim razie, Twoim zdaniem, powinna być ta profilaktyka? Może mi pomożesz, bo ja mam już dość półśrodków. Dodam tylko, że praca z rodzicami nie wchodzi w grę, bo oni mało współpracujący są. Ale może pomożesz mi dotrzeć chociaż do dzieciaków...

      Usuń
    2. Ach, zapomniałam pogratulować i życzyć dalszych sukcesów w niepaleniu. Mój mąż też nie pali od nieco ponad miesiąca i jestem z niego bardzo dumna. Trzyma się naprawdę świetnie, chociaż na pewno jest mu bardzo ciężko.

      Usuń
  3. Ja też kiedyś robiłam z siebie debila. Teraz przestałam. Pracuję w liceum i technikum (czyli 16-20 lat) i mam serdecznie w d..e czy palą. Prawda jest taka, że NIC nie mogę im zrobić. Oni pogadanek mieli tysiąc. Dobrze wiedzą czym to grozi. Gadanie, że szkoła się nie wywiązuje, bo nie ma profilaktyki jest śmieszne, bo niby co my jeszcze możemy. Tłumaczymy wciąż im to samo, przytaczając przeróżne argumenty od zdrowotnych do finansowych, ale oni mają to w dupie. Ja już się przestałam przejmować i robić z siebie pajaca.
    Swoją drogą, jak ja byłam w szkole, profilaktyki nie było żadnej i jakoś nie palę, nigdy nie paliłam, czyli może problem leży w tym czy ktoś ma choć trochę oleju w głowie czy nie. My (nauczyciele) nie jesteśmy w stanie zmusić kogoś do myślenia. Chyba za bardzo skupiamy się w szkole na głupkach, nieukach-bo im trzeba pomóc, wytłumaczyć, dać setną szansę...Ja zmieniam swoje nastawienie zupełnie, skupiam się na inteligentnych ludziach,którz papierosem nie muszą udawadniać swojej "dojrzałości"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze,to ja strasznie współczuję bardzo źle wybranego zawodu.
      Tym zdaniem "Chyba za bardzo skupiamy się w szkole na głupkach, nieukach-bo im trzeba pomóc, wytłumaczyć, dać setną szansę..." zniechęciłaś mnie do dalszej dyskusji.
      Jak z takim podejściem do nich cokolwiek mówisz,to nie dziwie się,że nic nie rozumieją,albo nie chcą rozumieć.

      Usuń
    2. Olka: a ja wiem, co chciała powiedzieć Psotkowa. To nie tak, że uważamy uczniów za głupków. Po prostu niektórzy z nich nie dają nam szansy. Nie chcą się uczyć, nie zależy im, mają wszystko w nosie, a my wypruwamy sobie żyły. W pewnym momencie dopada nas ta wściekłość i bezradność i wylewamy wszystkie swoje żale.
      Zawsze w szkole jest grupka uczniów, którzy mają nas w dupie, a my musimy dać się za nich pokroić. I po pewnym czasie człowieka szlag trafia, bo ile można się tłumaczyć z cudzych jedynek czy działań wychowawczych, które nie dają żadnych rezultatów. A to my potem ponosimy odpowiedzialność, a tak być nie powinno.
      Polecam mimo wszystko ostatni wpis Psotkowej (właśnie przelały jej się tamy goryczy).

      Usuń
  4. Nie rozumiem, przyznam, wypowiedzi Olki.
    Dlaczego nauczyciele mają dawać setną szansę ludziom, którzy tego w ogóle nie chcą?
    Jestem jak najbardziej za tym, żeby takich nieuków i pajaców po pewnym czasie zostawiać samym sobie. Jeżeli coś nie działa raz, drugi, trzeci, to nie zadziała i po raz dziesiąty.
    Jak mówi Psotkowa, przez takich pajaców zawsze tracą najlepsi, najzdolniejsi. I to oni najbardziej cierpią w polskich szkołach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja rozumiem i Olkę, i Psotkową. Taka inteligentna bestia jestem :) Ale oczywiście przyznaję i Tobie rację. Cierpią ci zdolniejsi i o tym będzie następny post :)
      Zapraszam.

      Usuń
  5. W bezpiecznym oddaleniu od uczniowskiego bagienka, zrobiłam jednoosobową burzę mózgu i wymyśliłam:
    a) ckliwy tekst w stylu "Kocham was, zależy mi na was i na waszym zdrowiu, więc proszę, nie palcie!" Haha, brzmi debilnie i to już kompletne odsłanianie belferskiego podbrzusza, ale może choć JEDEN palacz się wzruszy i nawróci? Who knows?
    b) pogadankę typu "Wiem, że palicie i, choć mi się to nie podoba, szanuję wasze prawo do podejmowania takich decyzji. ALE dojrzałe osoby, za które się uważacie, potrafią się dostosować do przepisów, obowiązujących w danym miejscu. Nie palimy w samolocie, w szpitalu, na stacji benzynowej I W NASZEJ SZKOLE. Ufam, że jesteście na tyle dorośli, by nie łamać umowy, którą niejako zawarliście ze szkołą, wybierając właśnie tę, nie inną. I dlatego nie zamierzam was kontrolować"
    c) podpisywanie zobowiązań do niepalenia. Przyłapanym kazać wymyślać samym jakąś formę zadośćuczynienia.
    d) zainwestować w czujniki dymu w szkolnych pomieszczeniach.
    No dobra, widać, że naprawdę dawno już nie miałam do czynienia z młodzieżą... :S
    (ipiranga)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to odpowiem :)
      a) może i zadziała na jednego, ale faktycznie mało prawdopodobne.
      b) taka pogadanka to bardzo dobry pomysł, ale z różnymi ludźmi ma się do czynienia. U mnie w szkole są tacy, którzy chcą być traktowani dorośle na swoich warunkach i o ile w samolocie czy szpitalu palić nie będą, to w szkole nikt im nic w zasadzie nie może zrobić
      c) po raz kolejny, zależy od uczniów, u nas nie przejdzie
      d) absolutnie genialny i najlepszy pomysł, pochwalany przez wszystkich nauczycieli... i tylko w kasie forsy braaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak

      Usuń