niedziela, 5 lipca 2009

Recenzja.

Wiem, że nie wszystkie filmy muszą być wspaniałe, ale czasami tak bardzo się nastawię, a potem... klapa. Tak samo było z "Cadillac Dolana". Ekranizacja opowiadania Stephena Kinga. Już to powinno mi dać do myślenia. Od czasu "Carrie" nie widziałam porządnej ekranizacji Kinga, a już niedawna "Mgła" powinna mi dać do myślenia. Nie dała...
W skrócie-załamany mąż po zamordowaniu żony przez złego mafioza postanawia pomścić jej śmierć. Ponieważ zwykłe metody nie skutkują, znajduje metodę niezwykłą. Nie zdradzę tu oczywiście puenty, to byłoby zbyt brutalne, bo są przecież osoby, które zdecydują się ten film jednak obejrzeć.
Film nie należy wprawdzie do najgorszych, ale formą nie powala. W sumie opowiadanie też nie powaliło mnie na kolana, znam WIELE lepszych dzieł Kinga, ale cóż, ekranizacja była ta. Aktorstwo średnie, tylko końcówka w wykonaniu Christiana Slatera prawie mi się podobała. Jednak w roli "tego złego" jak zwykle nie był przekonujący. Wes Bentley zdecydowanie lepszy. Całkiem podobał mi się w roli zdesperowanego i nieco oszalałego męża. Natomiast sam film nieco nudny, właściwie tak samo jak opowiadanie.
Zastanawiam się, co mi się w tym filmie podobało i chyba nie jestem w stanie znaleźć takiej rzeczy. Wszystko było "prawie", "całkiem", "dość". Zdecydowanie bardziej Slater podobał mi się w rolach z czasów "Więcej czadu" czy "Prawdziwy romans". Rozumiem, że nie ma już 20 lat i powtórka "Więcej czadu" byłaby niezbyt trafionym pomysłem, ale taki choćby "Prawdziwy romans" czy "Gangsterzy" to zdecydowanie lepsze filmy. Nawet ten poniekąd czarny charakter z "Mobsterów" bardziej do mnie przemawiał niż okrutny handlarz ludźmi z "Cadillaca...". 
I jeszcze jedno-w tym filmie Dolan nie ma za grosz gustu. Panienki, które ma do wyboru, a które wybiera zdumiewały mnie od początku filmu do samego końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz