Nie da się ukryć-guilty as charged. Kiedy dwa dni temu weszłam do mieszkania mojej sąsiadki, było mi wstyd. Oczywiście nie jej mieszkania, ale mojego. I mogę sobie tłumaczyć, że oni przeprowadzili się trochę później, że zrobili sobie mieszkanie ładniej niż moje, że mają więcej miejsca na przechowywanie rzeczy... nie pomaga. Ona ma kilkumiesięczne dziecko, a jej mieszkanie wygląda, jakby dopiero co zrobiła w nim wiosenne porządki.
Tymczasem moje mieszkanie wygląda... gorzej. Nie powiem, że jest tak źle, żeby śmieci walały się wokoło, żeby resztki jedzenia leżały na stołach. Nie aż tak źle. Jednak nie da się ukryć, że gości ot tak bym nie wpuściła. Najpierw musiałabym posprzątać albo przekręciłabym się ze wstydu. No cóż... pewnie trzeba z tym coś zrobić. Tylko że tak naprawdę to ja nie wiem co ja mam z tym zrobić.
Zaczęłam wczoraj sprzątać kuchnię i łazienkę, co nieco poprawiło sytuację na zewnątrz, ale przecież w szafkach i tak mam kupę rzeczy, które są mi potrzebne i których nie za bardzo mam jak ładnie ułożyć. Dzisiaj wzięłam się za książki, których część poszła do piwnicy, ale też tylko na czas, kiedy nie wrócę do szkoły po dziecku, potem znowu będą mi potrzebne. I gdzie ja je wtedy ułożę? Znowu będzie sajgon książkowy.
Mam też zamiar zrobić dzisiaj miejsce dla dziecka w szafie i pewnie mi się to uda, tyle że nie zmieni to sytuacji, że w rzeczywistości w domu nadal nie będzie nieskazitelnie. A nawet jeśli, to jak długo ten stan się utrzyma?
Kurczę, jestem fleją. Nie lubię sprzątać, sprawia mi to niemal fizyczny ból. NIENAWIDZĘ zmywać, a na zmywarkę na razie nie ma perspektyw. Nie lubię ściarać kurzu, bo pięć minut później wszystkie szafki wyglądają dokładnie tak samo, jak przed starciem. Nie lubię odkurzać... bo nie lubię i już.
Tak więc chyba, biorąc te wszystkie punkty pod uwagę, czas się z tym pogodzić. Moje dziecko nie będzie wychowywało się w nieskazitelnym domu, będzie musiało zapraszać koleżanki czy kolegów po uprzednim uzgodnieniu tego z mamą, która będzie miała wtedy szansę posprzątać. Będzie musiało pogodzić się z tym, że mama nie zmywa naczyń zaraz po obiedzie i że kurze nie zawsze są starte.
Oczywiście nie znaczy to, że moje dziecko będzie żyło w chlewie. Jak już wspomniałam, daleko mi do takiego stanu. Jednak do stanu doskonałości jest mi chyba jeszcze dalej...
E, kobieto, pieprzysz.
OdpowiedzUsuńMasz za to bogate życie wewnętrzne i artystyczną duszę.
I tak sobie powtarzaj :-).
mam tak samo :p nie jestem brudasem, ale bałaganiarą - owszem. mieszkanie wygląda ładnie tylko na przyjścia gości (ale lepiej żeby do szafek nie zaglądali ;)
OdpowiedzUsuńjestem w stanie wiele pracować, przez kilkanaście godzin dziennie itd. nie jestem leniem. ale jeśli chodzi o obowiązki domowe - to wymiękam. zmuszam się strasznie...