Jak to jest, że zawsze, jak się człowiek stara, to mu nie wychodzi. Ja mam tak zawsze z obiadami.
Ponieważ sama niewiele mogę jeść, mój mąż również ostatnio ma biedę w obiadach. Dlatego dzisiaj postanowiłam mu to wynagrodzić i zrobić coś super smacznego. Miałam też zamiar zjeść ten obiad z nim, pomimo tych męczarni, jakie mnie to będzie kosztować (od czasu do czasu trzeba). Padło na kotlety mielone z ziemniakami posypanymi koperkiem i smażonymi buraczkami.
Dzisiaj byłam zupełnie spokojna, przygotowana na wszystko, miałam dużo czasu i wszystkie składniki. Nigdzie mi się nie spieszyło, zaczęłam specjalnie, jak nie byliśmy jeszcze głodni. Powoli zabrałam się do pracy. Nie będę podawać tutaj przepisu ani całego procesu, dość powiedzieć, że wszystko było super. W końcu kotlety usmażone, buraczki też, ziemniaki dochodzą. Pomyślałam sobie, że spróbuję... Oj, niech mnie coś nie trafi, czegoś brakuje w kotletach! Po chwili olśnienie-cebula. Pamiętałam o tej cebuli jeszcze jak wyjmowałam mięso z opakowania... i zapomniałam. Potem buraczków na widelczyk-za dużo octu.
No cóż, ocet dał się jakoś jeszcze naprawić, choć nie do końca. Natomiast kotlety przepadły. Nie powiem, że były niezjadliwe, ale miało być doskonale, a wyszło mdło. No nic, zjedliśmy ten przeklęty obiad, mój małżonek nawet się nie skrzywił (DZIĘKUJĘ, KOCHANIE!). No i o "karze" za "zbyt słoną zupę" nie było mowy :) Mnie nawet smakowało, ale nerwy pozostały.
Następnym razem zrobię wszystko na chybcika. Jest szansa, że wszystko uda się idealnie ;)
hehe, ja w ciąży doprawianie zostawiam mojemu mężczyźnie. w ciągu kilku minut mi się zmienia, i coś co przed chwilą było nie słone, po szczypcie soli jest dla mnie tak przesolone, ze nie zjem.
OdpowiedzUsuńi generalnie obiady też mi nie wychodzą, jak ugotuję, to mogę już nie jeść :/